wtorek, 21 grudnia 2010

Jak chronić dzieci przed agresją?

W telewizji co dwie minuty - jak pokazują badania - ktoś kogoś katuje, morduje, rani z pistoletu, wysadza w powietrze, kopie, albo przynajmniej poniża słownie, obraża i przeklina. W radiu wiadomości o dzieciach zabijających inne dzieci i własnych rodziców. Na ulicach plakaty antyaborcyjne, pokazujące krwawe, poszarpane ludzkie płody. Wszędzie krew, śmierć i przemoc. Jak chronić dzieci przed agresją?

Mądrze je kochając - nie ma lepszego sposobu. Gdyby nasze dzieci czuły, że są ważne, cenne, otoczone szacunkiem, poradziłyby sobie z agresją świata. Przemoc na ulicach jest pochodną przemocy w rodzinie. Największe dramaty dzieją się w czterech ścianach domu.

Okrucieństwa, które wylewają się z telewizora są bardzo niebezpieczne. Obrazy przemocy czynią z zabijania rzecz w zasięgu ręki. Jeśli się da, trzeba oczywiście chronić przed nimi dzieci. Ale i samemu zrezygnować z oglądania drastycznego filmu.

Rodzice często mówią dziecku: ty nie patrz, jak ja robię, tylko rób, jak ja mówię.
To karkołomna instrukcja, która nigdy nie działa. Rodzice nie mogą być drogowskazem, muszą iść drogą, którą wskazują. A na ogół wskazują inną drogę, a idą inną.

I gdy dziecko nasiąka przemocą, najczęściej obwiniają o to nauczycieli, dziennikarzy, sąsiadów, rząd.
Dzieci, które popełniają samobójstwa z powodu szkoły, nie mają oparcia w domu. Jeśli w domu jest wszystko w porządku, dziecko zniesie każdą szkołę. I odwrotnie - jeśli między dzieckiem a rodzicami nie ma miłości, wszystko może się zdarzyć. Dopiero teraz mówi się otwarcie o przemocy w rodzinie.

Statystyki są zatrważające. Czterdzieści procent rodziców przyznaje się, że bije małe dzieci raz na miesiąc i częściej! I mają z tego powodu "poczucie dobrze spełnionego obowiązku".
Trzeba dobrze przypomnieć sobie siebie jako dziecko, aby mieć świadomość, jak nasze dziecko przeżywa bicie przez dorosłego. To przerażające doświadczenie widzieć olbrzyma, który traci nad sobą kontrolę, zachowuje się nieobliczalnie. Sytuację bicia dziecko przeżywa często jak zagrożenie życia. Ale bicie jest tylko jedną z form przemocy. Przemoc to także agresja słowna, poniżanie, zniewalanie, nadopiekuńczość.
Nadopiekuńczość jest rodzajem agresji, ponieważ uprzedmiotawia dziecko. Jest odczuwana równie dotkliwie, jak przemoc słowna, czy bicie. Z dziedzictwem nadopiekuńczości bardzo trudno poradzić sobie w dorosłym życiu. To miękki faszyzm, ślicznie opakowana przesyłka, z materiałem wybuchowym w środku.

Rodzice nieświadomie upokarzają dzieci - przenoszą na dnie wszystko, z czym spotkali się sami, będąc dziećmi. Odreagowują zło, którego doświadczyli. Tu obowiązuje bardzo prosta zasada: ofiara zawsze szuka ofiary. A szczególnie czyni tak ofiara, która jest nieświadoma tego, że była ofiarą. Większość z nas dystansuje się wobec bolesnej świadomości, iż byliśmy upokarzanymi dziećmi, że doświadczyliśmy przemocy. Rzeczywiście niełatwo zbliżyć się do tych przeżyć. Ale jeśli wybieramy dystans, to jednocześnie szukamy ofiary, czyli stajemy się katem, albo wchodzimy w sojusz z katem.
Dziecko jest istotą całkowicie zdaną na rodziców, zależną, bezbronną. Nawet bardzo wrażliwym rodzicom trudno nie ulec pokusie wykorzystania tej ogromnej przewagi. Dziecko jest dla rodziców mało wymagającym partnerem, bardzo łatwo można je uprzedmiotowić, odreagować na nim frustracje, wyładować gniew i złość.

Nieświadomy komunikat, który przekazuje rodzic brzmi: nie będziesz miał lepiej ode mnie. Mnie krzywdzono, mnie na nic nie pozwalano, dlatego tobie też nie wolno się przeciwstawiać. To bywa jeszcze bardziej skomplikowane, ponieważ są rodzice, którzy zdają sobie sprawę, jak wiele przemocy doświadczyli jako dzieci i obiecują sobie, że ich dzieci będą miały zupełnie innych rodziców. Ale jeśli prawdziwie nie skonfrontowali się z tamtym bólem, agresja która w nich została, przejawi się w inny sposób - będą nadmiernie chronić swoje dziecko, staną się nadopiekuńczy. Chodzi o to, że w człowieku kłębi się wypierana wściekłość, czuje się w związku z tym winny i dlatego robi wszystko, by tę wściekłość zakamuflować "dobrocią, troską i miłością".

Dziecko daje do zrozumienia, że jest osobą, a nie przedmiotem, który można przestawić z miejsca na miejsce, który można ubrać jak się chce, czy zapomnieć o nim; jest osobą, z którą trzeba się liczyć, uwzględniać potrzeby, respektować granice.

Dziecko, które się przeciwstawia, sprawia kłopot, angażuje zbyt wiele rodzicielskiej energii i uwagi, chce więcej, niż założono w rodzinnej tradycji, że dostanie, a to jest dla rodziców trudne do przyjęcia. Wściekłość jest często zachowaniem nawykowym, dziedziczonym z pokolenia na pokolenie. Na przykład w jakiejś rodzinie dziedziczy się przekonanie, że dziewczynki są grzeczne, siedzą cicho i nie sprawiają kłopotów, czyli można o nich zapomnieć. A tu rodzi się mała dziewczynka i zaczyna sprawiać kłopoty, mimo, że jej matka, babka, prababka żyły w sposób niezauważalny. Matce bunt małej dziewczynki nie mieści się w głowie. Dziewczynka zostaje brutalnie przywołana do porządku. Ale nie musimy sięgać aż tak głęboko - źródła niechęci, tłumionej lub nie, w stosunku do dzieci mogą być prostsze. Przecież znaczna część dzieci to dzieci nieplanowane, poczęte w nieodpowiednim momencie życia rodziców. Taka sytuacja automatycznie stawia dziecko w roli potencjalnego kozła ofiarnego.


To okropne, że ten najważniejszy, najbardziej odpowiedzialny zawód świata - bycie rodzicem, jest niekwalifikowany. Każdemu człowiekowi, który decyduje się, żeby mieć dziecko, przydałby się kurs przygotowawczy, jakaś okazja do pogłębionej refleksji nad tym, co wydarzyło się w jego życiu, gdy był dzieckiem, a co może nieświadomie przenieść w życie swojego dziecka. Nikt, naprawdę nikt nie jest dostatecznie mądry, żeby całkowicie uniknąć takich przeniesień. Trzeba nieustannie podnosić rodzicielskie kwalifikacje - obserwować swoje zachowanie wobec dziecka i emocje, które wzbudza, być uważnym, świadomym.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz